środa, 8 stycznia 2014

~~Spokój cz.1~~

~~Spokój~~   cz.1

Kiedy czuję się źle na duchu i jestem targany przeróżnymi czarnymi scenariuszami mojej głowy, zaczynam dostrzegać to, czego normalnie nie widziałbym. Mam tutaj na myśli moje spojrzenie na życie pewnych ludzi. Życie, jakie wiódł mój były korepetytor, który pomagał mi się przygotować do jednej z obowiązkowych matur i do którego uczęszczałem raz w tygodniu, kojarzyło mi się właśnie z taką oazą spokoju. Starszy, jednak żwawy pan przyjmował mnie w jednym ze swoich domowych pokoi, gdzie panował charakterystyczny nastrój. Jako, że korepetycje rozpocząłem gdzieś w styczniu, pomimo nie tak późnej pory, na zewnątrz było już ciemno. W środku natomiast, pokój oświetlała lampka, było spokojnie i cicho. On, a także jego żona proponowali mi herbatę, z której jednak na początku rezygnowałem na rzecz zwykłej wody-nie musi stygnąć, można napoić się niemal od razu. Mężczyzna ten jednak zawsze pił herbatę. W końcu i ja dałem się namówić. Nie żałowałem.
Lekcje były prowadzone spokojnie, jednak nie nudno. Pewne charakterystyczne powiedzonka i zwroty zapadały mi w pamięć, budziły sympatię- czasem już wiedziałem, co w danej sytuacji powiedziałby ten pan. I właśnie, pomimo skupiania się nad przedmiotem i zastanawiania się nad odpowiedziami, czułem tam spokój. Był on jednak związany często z tęsknotą za takim życiem, które-wydawało mi się ustatkowane, poukładane-człowiekowi może się nieraz nawet wydawać, że nic złego nie ma nawet prawa dziać się w takim miejscu.
Przechodziły mi tam często przez głowę różne myśli, związane akuratnie z obecnymi lękami o moje życie. U mnie trwoga, a tam spokój. Pomimo młodego wieku, życie starszych ludzi wydawało mi się atrakcyjne, właśnie ze względu na to. Nigdy za dobrze nie radziłem sobie z lękiem, strachem, więc różne nękające obawy miały podatny grunt. Ostatecznie, sam nie byłem sobie w stanie pomóc, a w jaki sposób i z czyją pomocą postanowiłem to zwalczyć, może kiedyś opiszę. Ale wracając: to, że ów mężczyzna pełnił także czołową funkcję w innej średniej szkole i miał na pewno ogrom swoich spraw i stresów, wydawało się w tej atmosferze niemal sprawą marginalną, beztroską.
Człowiek często nie zastanawia się nad tym jak rzecz może mieć się naprawdę i przyjmuje rzeczywistość w sposób wygodny dla swej podświadomości:  człowiek starszy, ustatkowany-spokój, beztroska; uczeń-młody, pełen energii (niekoniecznie skierowanej w stronę nauki), cieszący się życiem i korzystający z jego uroków pełną gębą.
No właśnie-niekoniecznie.
Parę spraw się w życiu pozmieniało, skończyły się korepetycje, minęły matury i-pomimo wspominania od czasu do czasu w myślach tego miejsca-siłą rzeczy coraz mnie o nim myślałem.
Jak już wcześniej wspominałem, lubię kino psychologiczne połączone z dramatem. Postanowiłem nadrobić zaległości i wziąć się za absolutnego klasyka, którego obiecałem sobie wcześniej zobaczyć-serię „Dekalog”.
Nie oglądałem po kolei, bo nie ma takiej potrzeby, więc odcinek/film traktujący o drugim przykazaniu, przeniesiony jak każdy inny, w czasy współczesnej Polski (gwoli ścisłości-filmy te kręcone były na rok przed upadkiem PRL-u), zobaczyłem jako trzeci.
„Nie będziesz wzywał imienia Pana Boga twego na daremno”
Nie chodzi mi jednak o sam film, lecz o jednego z dwójki głównych bohaterów, na których życiu skupia się kamera najbardziej.
Właśnie życie jakie prowadził samotny, ustatkowany starszy lekarz, w pewnym stopniu przypominało mi postać mojego korepetytora. Pomimo znacznych różnic w życiu rodzinnym (lekarz był samotny, jedynie od czasu do czasu odwiedzała go jego znajoma, starsza sprzątaczka, z którą zamieniał kilka słów, często o wydarzeniach ze swojej przeszłości; oprócz tego śladów innego życia w jego obecnym domu, można było doszukiwać się w ptakach domowych, zamkniętych w  klatkach, którymi zajmował się i pielęgnował mężczyzna,; natomiast korepetytor mieszkał sobie z żoną, czasem wpadała do niego ich córka wraz z zięciem, dzieci) sposób prowadzenia życia obu panów wyglądał podobnie i  kojarzył mi się ze stabilizacją, upragnionym spokojem. Oboje byli bardzo inteligentni, budzili pewnego rodzaju respekt, przynajmniej u mnie. Wiek połączony z inteligencją i uporządkowaniem, a także  ważne stanowisko, jakie zajmowali mogło zdecydowanie wywrzeć takie wrażenie...
c.d.n.
z:
Przemyślenia cz.3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz