Co to znaczy żyć "po swojemu", u "siebie"?
Czasami zastanawiam się nad stopniem ingerencji Boga w nasze życie.
Raz myślę sobie, że to wszystko jest bardzo inteligentnie pomyślane,
drugim razem natomiast, że jest to przede wszystkim wynik naszych działań,
W danej sytuacji potoczyło się tak, a nie inaczej-ktoś mógłby powiedzieć
"spieprzyłeś sprawę".
No własnie...czy spieprzyłem ? I czy tylko ja?
Pewne, często dość oczywiste rzeczy w życiu przychodzą mi bardzo trudno i
po długim czasie. Staram się to tłumaczyć ludziom poprzez małą anegdotkę, którą wymyśliłem,
a która niekiedy właściwie odzwierciedla mój stan. Wyobraźcie sobie, że przez całe życie
przybijaliście gwóźdź ręką. Mogliście wtedy myśleć "ale to cholernie ciężkie i trudne, bolesne".
I nagle, po długim okresie czasu, ktoś mówi wam, że przybija się gwoździe młotkiem...
Really ?
No ale SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ ??
SZOK i może pewnego rodzaju żal tego straconego czasu, nerwów, robienia bezsensu....
może za mało mam życia w praktyce, za mało uczę się na podstawie samych obserwacji.
Wyciągam daleko idące wnioski, scenariusze, które często upadają, niczym domek z kart.
"To ludzie jednak nie są tacy źli" ? I jestem w szoku !
No ale przecież tyle się słyszy o zbrodniach, głodzie, szyderach itp., że..
SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ
Piszę i zarazem wyciągam wnioski dla siebie..
Są inne światy, niż ten, w którym żyłem.
Zaklepałem sobie w głowie dane miejsca i przebieg życia tam.
Akademik-przesrane, głośno, wszędzie ludzie, którzy pragną przede wszystkim imprezować,
upijać się jak świnie i trochę po(ekh)ruchać. Specjalnie używam tych słów, aby
podkreślić mój stosunek do tego. Przynajmniej tak się słyszy...
A skąd wiesz, że nie spotkasz akurat spokojnych ludzi?
Może są tacy sami jak ty ?
Może całe piętro jest spokojne?
Może chcą tego samego ?
To gdzie w takim razie jestem ja i gdzie jest mój świat, skoro tam
TEŻ może być mi dobrze?
Gdzie ja i ten świat, w którym się zamknąłem ?
Gdzie jest to moje miejsce na Ziemi ?
Nadal uważam, że jedynym i największym sensem człowieka jest trafić do Nieba.
To mój jedyny sens, inaczej nic nawet nie chciałoby mi się robić.
Iść do sklepu-po co ?Iść na kursy, ćwiczyć, zarabiać, byś sławnym, popularnym,
cenionym-po co ? Szczęśliwym? pytanie też znacie.
PO CO ?
Z tego, co widzę, ja jednak chcę tkwić w tym stanie.
Może jak będę szczęśliwy poprzez rzeczy ziemskie
i wciągnę się totalnie znowu w coś, albo w jakieś marzenie, jak kiedyś
to zapomnę o Bogu i o tym co najważniejsze? Może dlatego chcę być szczęśliwy nie ruszając się stąd.
Chcę znaleźć szczęście "tam", a przy okazji "tu" i to "tu" swoim sposobem.
Z chłodnej perspektywy mogę powiedzieć, że błogosławieństwem od Boga jest to, że jednak
często nie czuję się szczęśliwy.
Tak jest w moim przypadku.Nie sądzę, aby była to jednak metoda na wszystkich, bo wszyscy są inni.
Każdy może odnaleźć Boga na miliard (to i tak za mała liczba) przeróżnych sposobów.
Niektórym życie ziemskie przysparza wielkiej frajdy, ale tacy już są-nie mogę mieć do nich ciągłych
pretensji o to,że mnie nie rozumieją, skoro życie aż tak ich satysfakcjonuje. Ale z drugiej
strony, dlaczego mam o tym nie mówić-może jest więcej ludzi podobnych do mnie, którzy
czuli/czują taki bezsens świata, jaki ja czułem, a którzy może jeszcze nie trafili na Boga...
Często nie nawrócisz tak słowami, jak swoim życiem.A świadectwo życia może poruszać umysły osób,
do których nie przemawiają słowa i do tych, którzy są najbardziej związani z przyjemnościami życia.
Tak myślę.
Co by było, gdyby ktoś taki do mnie dotarł wcześniej?
Może bym się z nim zgodził i uniknąłbym tych przeleżanych w bezsensie długich dni/miesięcy/lat (?)
po powrotach ze szkoły i nie tylko?
Może mam trafiać do ludzi podobnych do mnie i im pomagać?
W każdym razie próbuję docierać do ludzi.
Bo pomimo tego, jak wielką frajdę niektórym z nas sprawia życie, to i tak w końcu odejdziemy.
I chyba każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę.
Często ta "radość" życia to tylko zagłuszanie wewnętrznej pustki przeróżnymi rzeczami:
gry (zagłuszałem się graniem kompletnie przez jakieś hm...kilka dobrych lat),przygodny seks, imprezy, alkohol...
No wiecie-dla każdego coś.... no właśnie.....DOBREGO ?
Czasami zastanawiam się nad stopniem ingerencji Boga w nasze życie.
Raz myślę sobie, że to wszystko jest bardzo inteligentnie pomyślane,
drugim razem natomiast, że jest to przede wszystkim wynik naszych działań,
W danej sytuacji potoczyło się tak, a nie inaczej-ktoś mógłby powiedzieć
"spieprzyłeś sprawę".
No własnie...czy spieprzyłem ? I czy tylko ja?
Pewne, często dość oczywiste rzeczy w życiu przychodzą mi bardzo trudno i
po długim czasie. Staram się to tłumaczyć ludziom poprzez małą anegdotkę, którą wymyśliłem,
a która niekiedy właściwie odzwierciedla mój stan. Wyobraźcie sobie, że przez całe życie
przybijaliście gwóźdź ręką. Mogliście wtedy myśleć "ale to cholernie ciężkie i trudne, bolesne".
I nagle, po długim okresie czasu, ktoś mówi wam, że przybija się gwoździe młotkiem...
Really ?
No ale SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ ??
SZOK i może pewnego rodzaju żal tego straconego czasu, nerwów, robienia bezsensu....
może za mało mam życia w praktyce, za mało uczę się na podstawie samych obserwacji.
Wyciągam daleko idące wnioski, scenariusze, które często upadają, niczym domek z kart.
"To ludzie jednak nie są tacy źli" ? I jestem w szoku !
No ale przecież tyle się słyszy o zbrodniach, głodzie, szyderach itp., że..
SKĄD MOGŁEM WIEDZIEĆ
Piszę i zarazem wyciągam wnioski dla siebie..
Są inne światy, niż ten, w którym żyłem.
Zaklepałem sobie w głowie dane miejsca i przebieg życia tam.
Akademik-przesrane, głośno, wszędzie ludzie, którzy pragną przede wszystkim imprezować,
upijać się jak świnie i trochę po(ekh)ruchać. Specjalnie używam tych słów, aby
podkreślić mój stosunek do tego. Przynajmniej tak się słyszy...
A skąd wiesz, że nie spotkasz akurat spokojnych ludzi?
Może są tacy sami jak ty ?
Może całe piętro jest spokojne?
Może chcą tego samego ?
To gdzie w takim razie jestem ja i gdzie jest mój świat, skoro tam
TEŻ może być mi dobrze?
Gdzie ja i ten świat, w którym się zamknąłem ?
Gdzie jest to moje miejsce na Ziemi ?
Nadal uważam, że jedynym i największym sensem człowieka jest trafić do Nieba.
To mój jedyny sens, inaczej nic nawet nie chciałoby mi się robić.
Iść do sklepu-po co ?Iść na kursy, ćwiczyć, zarabiać, byś sławnym, popularnym,
cenionym-po co ? Szczęśliwym? pytanie też znacie.
PO CO ?
Z tego, co widzę, ja jednak chcę tkwić w tym stanie.
Może jak będę szczęśliwy poprzez rzeczy ziemskie
i wciągnę się totalnie znowu w coś, albo w jakieś marzenie, jak kiedyś
to zapomnę o Bogu i o tym co najważniejsze? Może dlatego chcę być szczęśliwy nie ruszając się stąd.
Chcę znaleźć szczęście "tam", a przy okazji "tu" i to "tu" swoim sposobem.
Z chłodnej perspektywy mogę powiedzieć, że błogosławieństwem od Boga jest to, że jednak
często nie czuję się szczęśliwy.
Tak jest w moim przypadku.Nie sądzę, aby była to jednak metoda na wszystkich, bo wszyscy są inni.
Każdy może odnaleźć Boga na miliard (to i tak za mała liczba) przeróżnych sposobów.
Niektórym życie ziemskie przysparza wielkiej frajdy, ale tacy już są-nie mogę mieć do nich ciągłych
pretensji o to,że mnie nie rozumieją, skoro życie aż tak ich satysfakcjonuje. Ale z drugiej
strony, dlaczego mam o tym nie mówić-może jest więcej ludzi podobnych do mnie, którzy
czuli/czują taki bezsens świata, jaki ja czułem, a którzy może jeszcze nie trafili na Boga...
Często nie nawrócisz tak słowami, jak swoim życiem.A świadectwo życia może poruszać umysły osób,
do których nie przemawiają słowa i do tych, którzy są najbardziej związani z przyjemnościami życia.
Tak myślę.
Co by było, gdyby ktoś taki do mnie dotarł wcześniej?
Może bym się z nim zgodził i uniknąłbym tych przeleżanych w bezsensie długich dni/miesięcy/lat (?)
po powrotach ze szkoły i nie tylko?
Może mam trafiać do ludzi podobnych do mnie i im pomagać?
W każdym razie próbuję docierać do ludzi.
Bo pomimo tego, jak wielką frajdę niektórym z nas sprawia życie, to i tak w końcu odejdziemy.
I chyba każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę.
Często ta "radość" życia to tylko zagłuszanie wewnętrznej pustki przeróżnymi rzeczami:
gry (zagłuszałem się graniem kompletnie przez jakieś hm...kilka dobrych lat),przygodny seks, imprezy, alkohol...
No wiecie-dla każdego coś.... no właśnie.....DOBREGO ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz